Należę do tej 700-tysięcznej (a, wg niektórych innych wyliczeń, nawet 800-tysiecznej) "rodziny" kredytobiorców, którzy przed kilkoma laty zaciągnęli kredyt hipoteczny w szwajcarskiej walucie. Uważam się więc za bezposrednio upoważnionego, (w przeciwieństwie do wielu posłanek, posłów i członków rządu) do wyrażenia kilku słów w sprawie kursu franka, który, co chyba wszystkim wiadome, zbliża się niebezpiecznie do zdublowania swojej wartości w stosunku do kursu z lata 2008 r. (wówczas, przypomnę, frank oscylował w granicach 2 zł...). Nadmieniam też, iż nie uzurpuję sobie absolutnie prawa do zajmowania funkcji rzecznika wszystkich "frankowskich", a występuję wyłącznie w swoim imieniu.
Stop populizmowi! Stop demagogii! Wielce szanowni parlamentarzyści, szanowny rządzie, zostawcie franka w spokoju. Zarzućcie wszelkie pomysły, których ostatnio obrodziło niczym grzybów po deszczu. Co więcej zdaje się, że niektóre mają szanse powodzenia... A każdy pod płaszczykiem pomocy uciśnionym kredytobiorcom - naszym najdroższym wyborcom, przecież...
Do pomysłów Prawa i Sprawiedliwości trudno jakkolwiek rozsądnie się odnieść. Czy ta pani poseł Beata Szydło to w ogóle pojmuje podstawy ekonomii? Że co, że można będzie przewalutować kredyt, nawet raz na pół roku? A na jaką walutę? Po co? W imię czego robić taką głupotę? Że jakieś widełki kursowe dla franka? Przecież to czysta gomułkowszczyzna ekonomiczna! Szkoda słów...
Tylko na pierwszy rzut oka nieco lepiej wyglądają pomysły rządu, i nieodległa im inicjatywa SLD. Projekt ustawy zmierzającej do ograniczenia, czy ujednolicenia, tzw. spreadów bankowych. Ale, po lekko dokładniejszym przyjrzeniu się tej inicjatywie, nasuwa się tylko jeden wniosek. Będzie to, niestety, kolejny bubel prawny. Idea może i szczytna, ale: awykonalna dla tej kilkusettysięcznej armii obecnych kredytobiorców; i na krótką metę. Po pierwsze prawo w państwie prawa - za jakie, bez wątpienia, Najjaśniejsza chce uchodzić - nie działa wstecz. Po wtóre - banki nie celują w działalnosci altruistycznej, no chyba, że się mylę? Więc jak nie "spreadem w klienta", to wprowadzą opłaty za prowadzenie rachunku, prowizję od przelewów (nawet internetowych), wypłat z bankomatów, itp. Aż wsytd, że i rząd patrzy tak krótkowzrocznie... Ach, wybory... Aż chciałoby się rzec: przeklęta demokracja.
W miejsce powyższych wybryków populistycznych, zupełnie bez sensu absorbujących czas i energię, podrzucam garść innych pomysłów dla rządu i parlamentarzystów, których realizację akurat ci wyborcy dużo wyżej ocenią, choćby dlatego, że może w perspektywie, ale realnie poczują w portfelu. Hasłowo (bo pisałem o tym szerzej tu już wczesniej): dalsza masowa prywatyzacja wszystkiego (w tym słuzby zdrowia, kolei), reforma systemu emerytalno-rentowego (w tym KRUS, "mundurówki"), ułatwienia dla prowadzących działalność gospodarczą, obniżenie i spłaszczenie systemu fiskalnego. Roboty, aż nie wiadomo w co pierwsze ręce włożyć. Byle nie w kurs franka szwajcarskiego.
