Choć ustała już umiejętnie podgrzewana przez media ekscytacja społeczeństwa (do nastęnego razu...), policja wespół z innymi służbami bezpieczeństwa Najjaśniejszej (m.in.ABW) kolejny już dzień gorączkowo poszukuje bandyty terroryzującego Kraków zamachami bombowymi. Oprócz sporządzenia kilku portretów pamięciowych wyglądu bandyty, trwa profilowanie psychologiczne i społeczne jego osobowości. Tu i ówdzie z ust wszelkiej maści autorytetów w dziedzienie pada epitet: psychopata.
Może i psychopata, wcale nie przeczę. Ale też, nie zdziwiłbym się, gdyby zamachowiec był pseudokibicem lub co namniej powiązanym z bandytami stadionowymi któregoś z krakowskich (czy szerzej - małopolskich) klubów, dość pieszczotliwie określanymi mianem pseudokibiców. A jego czyny - nie psychopatycznymi wybrykami, a precyzyjnie wymierzanymi ciosami, obliczonymi na efekt dużo większy niż społeczny poklask.
Argumentów na obronę tej śmiałej tezy wielu nie posiadam. Wszakże - w 2010 roku krakowska policja odnotowała około 200 tzw. "dojechań" czyli napaści kilku, kilkunastu bandytów, uzbrojonych w noże, maczety, siekiery, na pseudokibica antagonistycznej bojówki poruszającego się samotnie np. powracającego do domu. Choć każde z nich kończyło się ciężkimi uszkodzeniami ciała (nie rzadko - amputacją którejś z kończyn), to pozakrakowskie społeczeństwo usłyszało o tym szerzej dopiero w styczniu br. po napaści zakończonej śmiercią. A to "tylko" wierzchołek góry lodowej. Bowiem polscy pseudokibice A.D.2011 nie mają już wiele wspólnego z ciżbą, przyodzianą kolorowo w szaliki i flagi w barwach klubowych, wspierających śpiewem i okrzykami swoją drużynę, czy nawet - robiących burdę na stadionie. Tak było kiedyś, dawno. Dziś to dobrze zorganizowane, wyszkolone, karne - niczym niegdyś wojska zaciężne - gangi lojalne swoim przywódcom i bezwzględnie okrutne w działaniu. A kibicowanie to tylko listek figowy - tak naprawdę clou zainteresowania to na szeroką skalę handel narkotykami, ludźmi, wymuszenia rozbójnicze, napady, itp. przestęczość z najwyższej półki. Przesada? nie sądzę - oponentów zapraszam do sporej już - choć nieprzekładającej się na społeczną świdomość - lektury w temacie, ot, choćby tu
I chyba tą nieświadomością (bo, nawet przy całej niechęci - czym innym?) należy tłumaczyć tę swoistą fascynację środowiskiem pseudokibiców, jaką od dłuższego czasu przejawania Prawo i Sprawiedliwość, wcale się z tym specjalnie nie kryjąc. Wiadomo - kto bije w rząd ten z nami. Ale czy w każdym przypadku? Czy partia, która w nazwie emanuje słowem PRAWO winna iść tą drogą? Pozostawiam bez odpowiedzi...
Komentarze